niedziela, 19 czerwca 2016

Magnetyczna Albinia. Co takiego jest w tym mieście, że ciągle do niego wracamy?

Albinia nie ma nic wspólnego z Albanią. To miasteczko w Toskanii oddalone jakieś 2 km od morza. W linii prostej pewnie mniej, ale tylko dla stworzeń latających. Jeśli chcecie się dowiedzieć, jak pierwszy raz trafiliśmy do Albinii zapraszam tutaj. Wtedy jednak widzieliśmy tylko mało zachęcający dworzec, kawałek przydrożnego krajobrazu i ogromne piniowe szyszki. Tym razem odkryliśmy piękne wybrzeże z najpiękniejszymi na świecie kamieniami ukształtowanymi przez fale w małe dzieła sztuki. Nie wierzycie? Zapraszam do czytania!




Głównym choć nie jedynym celem naszej ostatniej podróży było Pitigliano. Postanowiliśmy spędzić tam cały tydzień i naprawdę poczuć atmosferę tego miejsca. Udało nam się aż za dobrze, o czym opowiem w osobnym tekście. Zanim jednak zagłębiliśmy się w wąskie uliczki naszego ulubionego miasteczka, chcieliśmy wykąpać się w morzu. Szukałam długo miejsca, do którego można bez problemu dojechać z Rzymu, a potem równie łatwo dostać się do Pitigliano. W grę wchodziła nasza perełka Marina di Grosseto, ale nie chciałam powielać w tak dużym stopniu wycieczki z 2014 roku. Staramy się jednak za każdym razem zobaczyć coś nowego, a w Marina di Grosseto już wszystko widzieliśmy. Kiedy rozważyłam już wszystkie opcje, przeanalizowałam połączenia kolejowe i ceny hoteli, postanowiłam że jedziemy do Albinii. Zważywszy na nasze dotychczasowe doświadczenia z tą miejscowością Piotr był trochę zdziwiony ;) Albinia? Znowu? No cóż. Przypomnę, że w 2014 roku nieustannie przejeżdżaliśmy przez to miejsce w drodze z Rzymu do Pitigliano, z Pitigliano do Orbetello, z Orbetello do Grosseto... No to teraz pojechaliśmy tam docelowo. Powitała nas znajoma stacja.



Mieszkańcy na nasz widok wykręcali głowy o 180 stopni. Nawet psy były w ciężkim szoku. Aż dziwne, że mają tam hotel, bo wszyscy zachowywali się tak, jakby turystę z plecakiem widzieli po raz pierwszy w życiu. Ale przecież jeśli nie jest się gotowym na bycie w centrum uwagi, nie jedzie się do małego miasta ;)


Z góry wiedziałam, że turystów tam nie będzie i o to nam chodziło. Założyłam też, że jedzenie w restauracjach będzie dobre, bo przecież nie warto zrażać złym jedzeniem tych niewielu miejscowych. Prawda? Niestety drugie założenie było błędne. Chociaż klimat w lokalu nam to po części zrekompensował. Byliśmy jedynymi gośćmi w restauracji oprócz licznej włoskiej rodziny, która urządziła dwunastoletniej córce urodziny - niespodziankę. Był tort, śpiewy i dobra zabawa. Jednak makaron penne z sosem pomidorowym był zaledwie jadalny, choć było go bardzo dużo. Pizza, którą jedliśmy dzień wcześniej w sąsiedniej restauracji też nie powaliła nas na kolana. Może trzeba było zamówić kebab, jak reszta miejscowych? :)

Na szczęście było to jedyne rozczarowanie, a piękna plaża oraz cudowna pogoda wymazały z naszej pamięci kiepskie jedzenie. Zanim jednak na plażę dotarliśmy, musieliśmy zapytać o drogę kilku miejscowych, bo przecież drogowskazów nie ma. Przypominam, że turystów brak, a mieszkańcy Albinii wiedzą jak tam dojść lub dojechać, więc niepotrzebne im żadne drogowskazy. Droga wiedzie przez rezerwat przyrody i podziemne przejście z kolorowymi graffiti :)






Na szczęście misja zakończyła się sukcesem. Klasyk mawia "Bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście!" Ja Wam powiem, że był bunkier i było zajebiście! :D



Zdarza mi się robić zdjęcia w bardzo dziwnych pozycjach ;) 





Cała plaża nasza, świeci słońce, czego chcieć więcej? Pierwsza morska kąpiel w tym roku zaliczona :D



A do tego na plaży co krok leżały piękne muszle i kamienie. W życiu nie przywiozłam z wycieczki tylu nadprogramowych kilogramów w kamieniach ;) Ale spójrzcie sami. Niektóre wyglądają jak gotowe obrazy.





Udało mi się też popełnić kilka szkiców. Jeden z nich powstał na tarasie naszego hotelu.



Gdyby ktoś mi powiedział dwa lata temu, że wrócę do Albinii i będę zadowolona z pobytu, pewnie bym nie uwierzyła (patrząc na dworzec). Albo, że zostanę zaproszona w tym roku na międzynarodowy festiwal sztuki do Farindoli, jako jedyna artystka z Polski. Życie jest jednak pełne niespodzianek i to jest właśnie cudowne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz