poniedziałek, 4 lipca 2016

Cascate del Mulino - czyli korzystamy z rozrywek starożytnych Rzymian.

Przed falą upałów, która ostatnio przetacza się przez Polskę na zmianę z burzami, miałam w planie napisać o naszym pobycie w gorących źródłach w Toskanii, ale potem pomyślałam: "Bez sensu. Żar leje się z nieba, a ja będę męczyć ludzi opisywaniem gorącej wody z siarką... w dodatku ze zdjęciami". Potem jednak pomyślałam: "Zaraz, zaraz. Przecież ten mały Włoch po wyjściu z wody darł się wniebogłosy - Maaammmaa! Io sono gelaaato!!! Co oznacza, że zamarzał mimo 28-30 stopni i stania w pełnym słońcu (Mamma natychmiast przybiegła i otuliła ręcznikiem). Może warto w takim razie przybliżyć Czytelnikom ideę siedzenia w gorącej wodzie?" Postanowiłam przybliżyć, ale wyszedł mi z tego dość długi tekst o naszych przygodach związanych z włoską komunikacją autobusową... tudzież brakiem komunikacji werbalnej, więc już dałam sobie spokój z opisywaniem głównej atrakcji, czym podobno zaostrzyłam wszystkim apetyt. Spieszę więc go zaspokoić i zapraszam do czytania i zdjęć oglądania. A jest co oglądać... i nie mam tu na myśli siebie w stroju kąpielowym ;)


Zwykle moje podróżowanie nie jest spontaniczne. Lubię być przygotowana. Lubię szukać informacji, porównywać źródła i odwiedzać miejsca, które w przewodnikach są pomijane lub wręcz dyskredytowane. Już nieraz odkryłam dzięki temu prawdziwe perełki i mogłam się nimi cieszyć w ciszy i spokoju bez konieczności dzielenia się tą chwilą z tłumem turystów. Jasne, że czasem odwiedzam miejsca typowo turystyczne, ale na krótko i często nawet nie chce mi się umieszczać relacji z tych podróży na blogu, bo czy ktoś ma jeszcze ochotę oglądać kolejne zdjęcia z Wenecji? Jeśli tak, dajcie znać. Zaserwuję Wam post zatytułowany "Wenecja w osiem godzin." ;)

Saturnia jest moim zdaniem taką nieodkrytą perełką. Choć dużo ludzi słyszało o gorących źródłach w pobliżu tego miasteczka, to na temat samej miejscowości na polskich stronach internetowych (głównie blogach podróżniczych) przeczytałam tylko tyle, że nie warto tam zaglądać. Ale ja nigdy nie opieram się na jednym źródle, więc szukałam dalej. Nie byłam specjalnie zaskoczona, kiedy na stronie o regionie Maremma przeczytałam, że jednak warto. Legendę o tym, że Saturnia powstała w wyniku walki Jowisza z Saturnem, a potem była kryjówką tego ostatniego, można oczywiście włożyć między bajki... ale miejscowość jest niewiele młodsza ;) Zbudowali ją Etruskowie, a potem musieli oczywiście bronić się przed Rzymianami, którzy koniecznie chcieli zyskać dostęp do gorących źródeł. W końcu kąpiele w wodzie siarczkowej są dobre dla skóry i regenerują chrząstkę stawową, co sprzyja leczeniu chorób reumatycznych, choroby zwyrodnieniowej stawów, reumatoidalnego zapalenia stawów, dyskopatii oraz zespołów pourazowych. Oprócz tego pozytywnie wpływają na układ krwionośny. Wcale się nie dziwię Rzymianom, którzy w końcu zdobyli miasto siłą i przekształcili w plac zabaw dla sławnych i bogatych, którzy często bywają bardzo schorowani ;) Potem w Saturni też było ciekawie. W średniowieczu myślano, że znajdują się tam wrota piekieł ze względu na opary unoszące się nad okolicą i zapach siarki, który moim zdaniem nie jest specjalnie przykry. Jeśli wierzycie w historię o piekle, albo po prostu nie macie ochoty się moczyć, to warto mimo wszystko do samej Saturnii zajrzeć. Oto plan tego niedużego miasteczka:


My dotarliśmy tam autobusem z Pitigliano, przesiadając się w Manciano, a historia tej podróży była na tyle ciekawa, że zasłużyła na osobny post. Po drodze do miasta zobaczycie Cascate del Mulino z okien autobusu (po lewej stronie). Jeśli będziecie jechać samochodem, warto się zatrzymać, żeby zrobić ładne zdjęcia. :)


W samej Saturnii historia jest widoczna gołym okiem. Ślady Etrusków, Rzymian, Aldobrandesich, Orsinich i Medicich znajdują się na jej ulicach. Od południa, za kościołem świętej Marii Magdaleny znajduje się Porta Romana - starożytna brama rzymska i fragment jednej z ostatnich rzymskich dróg, która nie została przykryta w późniejszych czasach. Jest to Via Clodia, która kiedyś prawdopodobnie prowadziła z Rzymu do Pizy.


Twierdza Aldobrandesich została wybudowana na przełomie XII i XIII wieku, a w XV przebudowana przez władze ze Sieny. W XX wieku dobudowano tam jeszcze zamek Ciacci w neośredniowiecznym stylu, który góruje nad miasteczkiem i jest widoczny z daleka.


Resztę musicie znaleźć sami. Mam jednak nadzieję, że przekonałam Was do odwiedzin w tym miejscu, jeśli już będziecie w pobliżu. Satysfakcja gwarantowana. Ludzie, którzy tu przyjechali zachowują się jak ten pan na zdjęciu poniżej ;)


Po wizycie w Saturnii musieliśmy dostać się do gorących źródeł na piechotę. Widoki po drodze były typowo toskańskie.













Żeby dotrzeć do źródeł wystarczy kierować się na Północ i nie zwracać uwagi na drogowskazy kierujące do Terme di Saturnia, bo to akurat luksusowe SPA, czyli odpowiednik przybytku, który ponad dwa tysiące lat temu mieli tu Rzymianie. Chyba, że macie ochotę na luksus. My nie mieliśmy, więc skierowaliśmy się do Cascate del Mulino, czyli kaskad koło młyna. Wstęp darmowy, a woda ta sama co w SPA. Pewnie ludzi trochę więcej, ale nie na tyle żebyśmy czuli się niekomfortowo. Każdy na pewno znajdzie dla siebie jakiś mały basenik. W niektórych miejscach woda spływała rwącym potokiem, więc były liny, których można się przytrzymać. Chociaż byli i tacy, którzy zjeżdżali po kamieniach jak w aquaparku :) Większość jednak moczyła się statecznie i bez szaleństw. Woda jest przyjemnie ciepła (37 stopni) i jeśli ułożycie się w miejscu, gdzie spływa po kamieniach kaskadą, poczujecie się naprawdę jak w SPA. Po wyjściu z wody jest trochę chłodno, chyba że temperatura na zewnątrz jest zbliżona. Ale moim zdaniem nie ma sensu tam jechać w upały. Tak tam było na początku czerwca tego roku. Możliwe, że w lipcu i sierpniu jest większy tłok.









I tyle. Wróciliśmy do Pitigliano już bez przygód, nie licząc jednej zabawnej sytuacji z policjantem w Manciano... ale o tym następnym razem :) Ciao!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz