piątek, 11 grudnia 2015

Być artystą. Co to znaczy?

Znam dwie wersje pewnego powiedzenia i nie wiem, która jest bardziej prawdziwa. Jedni uważają, że artystą bywa się rzadko, a na co dzień trzeba być rzemieślnikiem, a inni twierdzą, że artystą się po prostu jest albo nie. Jedno jest pewne, żeby móc o sobie mówić: ARTYSTA, trzeba coś tworzyć. Nie wystarczy barwny strój i oryginalny sposób bycia. Nie wystarczy notorycznie spóźniać się na umówione spotkania i tygodniami nie odpowiadać na telefony, e-maile i sms-y. Trzeba jeszcze tworzyć. Co więcej, trzeba mieć potrzebę tworzenia i nie traktować tego jako niewygodnej konieczności, będącej dodatkiem do bycia artystą. Trzeba czerpać z tego radość, albo chociaż satysfakcję. Pojęcie tworzenia jest bardzo szerokie, bo artystą można być w wielu dziedzinach, ale ja myślę w tej chwili przede wszystkim o sztukach plastycznych i o tym zamierzam napisać.


Tomasz Kręcicki




Nie chciałabym generalizować, bo to zawsze kończy się źle. Od każdej reguły jest wyjątek i również w tym przypadku... a może przede wszystkim w tym przypadku, znajdzie się mnóstwo osób, mających inne przemyślenia i doświadczenia. W końcu artyści to indywidualiści. Dlatego proszę to traktować jako zbiór moich osobistych refleksji i obserwacji, a nie instrukcję obsługi pod tytułem "Jak zostać artystą." :)

Często zaczyna się tworzyć w młodym wieku. Niekoniecznie prace przyszłego artysty muszą być od razu dojrzałe, nowatorskie lub zaskakujące. Picasso na przykład miał teorię że z dzieci, które od początku malują w sposób dojrzały, nie wyrastają artyści. On sam podobno nie był zbyt odkrywczy jako dziecko, ale oczywiście malował, bo potrzeba tworzenia pojawia się bardzo wcześnie. Później zwykle zabawy kredkami i farbami są porzucane, bo trzeba uczyć się na pamięć miliona niepotrzebnych rzeczy i coraz mniej czasu pozostaje na pasję. A kiedy przychodzi czas podejmowania decyzji o przyszłym zawodzie, mało kto myśli poważnie o byciu malarzem, a nawet jeśli ktoś myśli, to jest mu to skutecznie wybijane z głowy przez otoczenie. Trudno się dziwić. Materiały drogie, rynek niepewny, a praca stresująca. Nikt nie da gwarancji, że włożony trud zostanie nagrodzony, a praca będzie należycie opłacona. To nie ta bajka. A przecież tyle osób maluje i skrycie marzy, że zostanie kolejnym Picassem. Zamiast tego malują kolejne obrazy na zamówienie, nie mające nic wspólnego z ich gustem, smakiem i potrzebami. Bo przecież nie każdy w tym zawodzie zrobi karierę. Większość nie będzie nawet w stanie się utrzymać więc albo się zniechęci i rzuci malowanie, albo przestanie się rozwijać i będzie produkować kolejne obrazy na sprzedaż, zapominając o co w tym wszystkim chodzi. No właśnie. A o co chodzi?

Potrzeba napisania tego tekstu wynika z mojego dosyć częstego kontaktu ze światem internetu i ze światem sztuki. Kontakt ten notorycznie powoduje u mnie chęć komentarza, a nie zawsze chcę to robić na czyjejś stronie, fanpage'u itd. Nie zawsze byłoby to zasadne. W większości przypadków pewnie nie zostałoby też zrozumiane lub odczytane jako krytyka, a nie chodzi mi o to żeby krytykować. Osób sfrustrowanych i oceniających wszystko przez pryzmat swoich upodobań jest w internecie dosyć. Konstruktywnych wniosków i rzeczowej dyskusji na temat sztuki jest niewiele. Dlatego nie oceniając w tej chwili nikogo i nie wywołując do tablicy, chciałabym żeby każdy twórca czytający ten tekst zastanowił się przez chwilę, czy rzeczywiście jego twórczość wynika z potrzeby tworzenia, czy z chęci zysku lub zdobycia uznania. Czy dobrym pomysłem jest traktowanie malarstwa jako źródła dochodu? Czy można zarabiać w ten sposób na życie bez spadku jakości prac? Czy w ogóle kiedykolwiek w historii, relacja artysty z odbiorcą sztuki była jakoś sensownie uporządkowana? To oczywiste, że jeśli ktoś traktuje malarstwo poważnie, latami pracuje nad warsztatem i zna swoją wartość, to oczekuje że ludzie w końcu go docenią. Ceny za jego obrazy będą rosły i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Tylko.... jacy ludzie? Skąd ci biedni ludzie mają wiedzieć co jest dobrą sztuką, jeśli na każdym kroku krytycy sztuki wmawiają im rzeczy tak absurdalne, że włos się jeży na głowie u każdego myślącego człowieka. Czy jest możliwie zejście z tej drogi absurdu prowadzącej do nikąd? Czy naprawdę studentom uczelni artystycznych zaszkodziłaby wiedza o technikach malarskich, kompozycji i mieszaniu barw? Mam wrażenie, że niebawem artysta, który potrafi coś namalować, będzie nowatorem kompletnie niezrozumianym przez otoczenie. W galeriach sztuki współczesnej promowani są malarze, którzy ostentacyjnie nic sobie nie robią zasad kompozycji, proporcji i nie umieją zmieszać ze sobą dwóch kolorów. Czasem wydaje mi się, że to jakiś konkurs polegający na tym, kto ma bardziej brudną paletę.

Czy w takim razie warto zajmować się sztuką, jeśli nie panują żadne reguły? Moja odpowiedź brzmi: Warto, a nawet trzeba, jeśli ma się taką potrzebę i predyspozycje. Mam nadzieję, że Wasza jest taka sama. Wiem, że w tym tekście jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale są to pytania zasadne i już samo ich zadawanie może mieć wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Nie bójmy się mówić o tym, co nam się podoba lub nie podoba, ale niech to będzie nasza własna ocena poparta argumentami. Zbyt długo ludzie nie będący związani ze światem sztuki bali się wyrazić swoją opinię ze strachu, że zostaną wyśmiani. Teraz artyści, krytycy, profesorowie na uczelniach myślą, że wszystko im wolno i że ludzie uwierzą w każdą bzdurę. Uważam, że każdy kto ma talent, potrzebę tworzenia, a także wiarę w siebie jest w stanie zostać artystą, jeśli zostanie to poparte ciężką pracą. Nie musi kończyć artystycznej uczelni, ani brać udziału w prestiżowych konkursach, czy wystawach. Warto się jednak zastanowić nad pewnymi mechanizmami, które rządzą rynkiem sztuki... to jednak temat na osobny tekst. Miałam nie wywoływać nikogo do tablicy, ale... zmieniłam zdanie. Nie będę jednak oceniać... pozostawiam ocenę Tobie, czytającemu ten tekst. W tekście znajdują się cztery obrazy absolwenta Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie - Tomasza Kręcickiego, który otrzymał trzecią nagrodę na tegorocznym 42 Biennale Malarstwa "Bielska Jesień 2015". Oto co możemy na jego temat przeczytać w uzasadnieniu werdyktu: "Jury doceniło warsztatową biegłość i pomysłowość autora, który elementarne obiekty (brykiet, miód) i sytuacje (ręce złożone w geście kadrowania) potrafi przedstawić w kreatywny, a przy tym formalnie bezbłędny sposób." Koniec cytatu. Koniec wymądrzania się. Dziękuję za uwagę :)





2 komentarze:

  1. Nie jestem pewna, jak rozumieć fakt opublikowania reprodukcji prac p. Kręcickiego, wraz z przytoczeniem uzasadnienia decyzji jury o przyznaniu mu nagrody, w tekście, który krytykuję sztukę współczesną. Czy te prace mają potwierdzać fakt, że dzisiejsi artyści akademiccy o akademizmie zielonego pojęcia nie mają i barw umieszać nie potrafią, czy wręcz przeciwnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. A jak się Pani wydaje? Co sądzi Pani o pracach Tomasza Kręcickiego? Chciałam pozostawić ocenę widzowi, co zresztą napisałam w tekście :) Pozdrawiam.

      Usuń