niedziela, 10 stycznia 2016

Mój artystyczny niezbędnik - czyli jakich narzędzi używam i dlaczego.

Nie jestem zwolenniczką teorii, że jeśli dojdzie się do jakiejś wiedzy, należy ją skrzętnie ukrywać z obawy przed konkurencją. Wiedzą należy się dzielić i jeśli ktoś skorzysta z mojej to super. Wydaje mi się, że mało informacji o technikach malarskich jest przekazywanych w szkołach... nawet tych artystycznych, więc dzisiaj będzie o podstawowych narzędziach wykorzystywanych przeze mnie w plenerze. Zapraszam do lektury.


Bardzo ucieszyły mnie sygnały napływające z różnych stron, że mój tekst o wodoodpornych atramentach okazał się przydatny. Nie jestem zdziwiona, bo w polskim internecie jest bardzo mało informacji o narzędziach i technikach stosowanych w urban sketchingu. Ja niektórych rzeczy dowiedziałam się z obcojęzycznych stron internetowych i książek, ale większość musiałam po prostu przetestować. Przez dwa lata pracowałam w sklepie plastycznym, co pozwoliło mi na robienie testów bez konieczności brania kredytu na materiały, bo pracownikom przysługiwał spory rabat. W gruncie rzeczy tylko dlatego tam pracowałam ;) Maluję od dawna w różnych technikach, ale malowaniem w plenerze zainteresowałam się stosunkowo niedawno. Pierwsze moje obrazy, które powstały poza pracownią namalowałam jeszcze w Liceum Plastycznym, ale później jakoś nie miałam czasu i ochoty na takie eksperymenty. Trzy lata temu, jadąc nad polskie morze po raz pierwszy od dłuższego czasu, wpadłam na pomysł zabrania rozkładanych sztalug i całego malarskiego ekwipunku. Powstało kilka prac w technice akrylowej na płótnie, ale ponieważ zwykle latam tylko z bagażem podręcznym, wożenie ze sobą takiej ilości materiałów na zagraniczne wyprawy odpadało. Poza tym nie zawsze było wystarczająco dużo czasu na takie "prawdziwe" malowanie, więc stopniowo mój niezbędnik został ograniczony do kilku podstawowych elementów. Naturalnie nie należy zawsze bezkrytycznie wierzyć we wszystko co się przeczyta. Czasem narzędzie skreślone przez jedną osobę może okazać się przydatne dla kogoś, kto ma inny styl lub chce osiągnąć zupełnie inny efekt. Przykładowo Liz Steel, która jest Australijką i świetną artystką bardzo aktywnie uprawiającą urban sketching, nie była zadowolona z użytkowania ArtPena firmy Rotring. Powiedziała ostatnio udzielając wywiadu, że atrament z niego wycieka i brudzi palce oraz źle się nim pisze. Gdybym przeczytała jej opinię na ten temat przed zakupem tego pióra, pewnie zrezygnowałabym na rzecz czegoś innego. Na szczęście kiedy go kupowałam, jeszcze nie wiedziałam o istnieniu Liz Steel. Z ArtPena jestem szalenie zadowolona i odkąd zaczęłam zabierać ze sobą szkicownik zamiast podobrazi, jest to moje podstawowe narzędzie.




Pozwala na szybkie rysowanie, a ponieważ zwykle mam w nim atrament Rotringa, który nie jest wodoodporny, wystarczy użyć pędzla i rozmyć niektóre linie wodą, żeby uzyskać cienie.


10-minutowy szkic z Montepulciano.

W ten sposób dochodzimy do do drugiego narzędzia bez którego nie wyobrażam sobie rysowania w plenerze. Water Brush, czyli pędzel ze zbiorniczkiem na wodę. Można do niego wlać też coś innego i malować za jego pomocą atramentem lub Ekoliną (dojdziemy do tych rzeczy). Ta technika ma też minusy... a właściwie jeden. Gdybym chciała wzbogacić czarno-biały rysunek kolorem, nie mogę użyć akwareli, ponieważ przy próbie ich naniesienia kolory będą się mieszać z atramentem. Ale jeśli od początku wiem, że ma to być barwny szkic, wtedy odwracam kolejność. Najpierw delikatny podrys ołówkiem automatycznym Pentel o grubości 0,3 mm...



...(rewelacyjna opcja pod prace w różnych technikach, bo szkic jest ledwie widoczny i nie ma problemu ostrzenia ołówka w plenerze... czasem tylko trzeba wymienić rysik), potem nakładam akwarele, a na koniec atramentowe linie. Jeśli chcę gdzieś wzmocnić cień używam jeszcze na koniec Water Brusha i rozmywam gdzieniegdzie atrament. Według tego schematu powstał poniższy rysunek.


Warto jeszcze dodać kilka słów na temat ArtPena. Cena to około 75 zł i jest łatwo dostępny na naszym rynku, co bez wątpienia jest dużym atutem. Występuje w różnych grubościach to znaczy z różnymi końcówkami. Do kaligrafii są ścięte stalówki od 1,1 mm do 2,3 mm, a do rysowania: EF, F, M, B czyli Extra Fine, Fine, Medium, Big. Jak łatwo się zorientować najcieńsza to EF i właśnie jej najczęściej używam.



Koszt dokupienia samej części ze stalówką to ok. 50 zł. Można też osobno kupić pompkę i wlewać atrament do zbiorniczka zamiast korzystać z naboi. Wersja z pompką poniżej.



Co jest dla mnie bardzo ważne, to smukły kształt pióra, jego długość i świetne wyważenie umożliwiające bardzo swobodne rysowanie. Do tego niezwykła lekkość, dzięki której ręka nie męczy się szybko w trakcie długiego użytkowania. Kształt pióra to chyba bardzo subiektywna sprawa i najlepiej samemu poszukać swojego ideału. Możliwe, że dla postawnego mężczyzny o dużych dłoniach, nie będzie to najlepszy wybór :) Dlatego warto szukać w sklepach stacjonarnych, gdzie można podotykać i sprawdzić czy pióro dobrze leży w dłoni. Potem można kupić przez internet, jeśli znajdziecie korzystniejszą ofertę, ale z mojego doświadczenia wynika, że w przypadku ArtPenów i piór Lamy różnica nie jest duża. Lamy to solidna niemiecka firma, której pióra są bardzo popularne i mają bardzo dobry stosunek jakości do ceny. Najpopularniejszy jest chyba model Safari i pewnie dlatego pojawiły się ostatnio nowe wersje kolorystyczne ku radości potencjalnych nabywców, którzy mają teraz w czym wybierać. Podobno różowy jest super ;) Niestety dla mnie model Safari jest po prostu za krótki... tak, tak... wiem jak to brzmi, ale nawet po nałożeniu skuwki na obsadkę, nie rysuje mi się komfortowo, tym bardziej że wyważenie jest wtedy fatalne. Na razie pozostaję więc przy Artpenie, ale w planach jest Lamy Joy, któy ma odpowiednią długość :D
Co do mojego ulubionego narzędzia numer dwa, to na razie używałam bardzo tanich wersji pędzla na wodę. Nawet nie wiem jaka to firma. Można go kupić na allegro i występuje w trzech rozmiarach.


Od razu widać, którego najczęściej używam :)

Mam do niego parę uwag i myślę o przejściu na wyższą półkę. Chociaż podstawowa zasada jest taka, że łatwo jest korzystać z coraz lepszych narzędzi, ale później nie da się tego cofnąć, bo do luksusu i komforu pracy łatwo się przyzwyczaić. Niestety ta tania wersja nie jest moim wymarzonym pędzlem. Włosie jest kiepskiej jakości, a z najcieńszego wycieka woda zupełnie bez powodu. Pora na lepszy model, więc nie polecam tej konkretnej firmy, tym bardziej, że jej nie znam... ale sam pomysł jest genialny. Nie trzeba nosić słoiczka z wodą, ani moczyć co chwilę pędzla. Wystarczy lekko nacisnąć i woda spływa sama. Można go używać do akwareli, kredek akwarelowych i rozmywania atramentu. Aż dziwne, że nie wymyślono go wcześniej. Jeśli rysujecie w plenerze i używacie technik wymagających wody, to koniecznie musicie go nabyć. Myślę, że firma Derwent lub Pentel nie sprawi Wam zawodu.
Ostatnim podstawowym narzędziem, którego używam są białe markery Uni Posca.



Są to markery wypełnione farbą plakatową i występują w różnych kolorach, ale ja używam tylko białych (i czasem czarnych) w dwóch grubościach: gruby z zaokrągloną końcówką 2,5 mm i cienki 0,7 mm. Służą mi do wydobycia świateł zarówno w czarno-białych jak i kolorowych szkicach. Poniżej szkic, gdzie dobrze widać użyte markery Posca.



Znacie już moje ulubione narzędzia. To co prawda czubek góry lodowej, ale od czegoś trzeba zacząć. Ciekawi mnie jakie są Wasze ulubione, które zabralibyście na bezludną wyspę? Pochwalcie się w komentarzach, jeśli to nie tajemnica. :)

4 komentarze:

  1. ale super, muszę pamiętać, by zapoznać się bliżej z ArtPenem. Brzmi świetnie i bardzo chciałabym spróbować takiej techniki rysowania. Ja uwielbiam... rapidografy :D i niby są one do technicznego rysunku, ale lubię nimi bardzo "szkicować". Im cieńsze, tym lepsze, więc 0,18 czy 0,25 jest w sam raz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ArtPen nie jest aż tak cienki, ale można rysować odwrotną stroną stalówki, żeby uzyskać cieńszą linię, więc jest 2w1 :)

      Usuń