środa, 13 stycznia 2016

Jednodniowy wypad z Pienzy do Montepulciano.

Kiedy pisałam ostatnio o Pienzy nie udało mi się zamieścić w jednym poście wszystkich ciekawych i ważnych informacji więc dzisiaj dogrywka. Koniecznie muszę też napisać kilka słów o pobliskim Montepulciano, do którego zrobiliśmy wycieczkę autobusową. Nie możecie tego przegapić :)





W poprzednim wpisie celowo pominęłam informacje praktyczne, takie jak nocleg czy zakupy. Skupiłam się na pięknych pejzażach, fotografiach Jarka Pawlaka i kulinariach, ale żeby doświadczyć tego wszystkiego musieliśmy mieć w Pienzy bazę. Hotel "Il Giglio" znalazłam na stronie booking.com. Zwykle nie rezerwuję tam hoteli z oceną poniżej 8,5 i uważnie czytam recenzje gości. Już kilka razy zrezygnowałam z rezerwacji po przeczytaniu mrożących krew w żyłach relacji o braku klimatyzacji i brudnej pościeli ;) Il Giglio miał świetne recenzje i nie bez powodu. Właścicielka hotelu dba o wygodę i dobre samopoczucie swoich gości, co umożliwia jej bardzo dobra znajomość angielskiego. Hotel mieści się w renesansowym budyku położonym niedaleko głównego placu z katedrą. Ma to swoje dobre i złe strony. Dobre są oczywiste, a złe? Cóż.. jeśli akurat odbywa się fiesta z tańcami, to nie pośpicie przynajmniej do północy. Chyba, że w ciągu dnia biegaliście po toskańskich polach i jesteście wykończeni :) Pokoje są umeblowane gustownie i wygodnie w stylu toskańskim, a śniadanie serwowane jest w pokojach o wybranej godzinie. Do tego większość dysponuje aneksem kuchennym więc można gotować... jeśli lubicie. Kiedy już ma się taką dobrą bazę, można pomyśleć o zwiedzaniu. Po zapoznaniu się z najbliższą okolicą wybraliśmy się na wycieczkę do Montepulciano słynącego z wina. A kilka dni wcześniej odbywały się wyścigi beczek (Bravio delle Botti), które polegają na toczeniu beczek ulicami miasta.





W Toskanii często odbywają się tego typu imprezy będące pretekstem do przebierania się w średniowieczne kostiumy, picia, jedzenia i dobrej zabawy... a oprócz tego są atrakcją dla turystów i okazją do zrobienia interesujących zdjęć. Toczenie beczek nas co prawda ominęło, ale po powrocie do Pienzy czekała na nas niespodzianka... do której niewątpliwie dojdziemy. Teraz czekamy na autobus. I czekamy... i jeszcze trochę czekamy. Włosi, którzy czekali z nami, zniecierpliwieni próbowali dodzwonić się na numer z rozkładu jazdy, ale bez rezultatu. W końcu inna Włoszka dodzwoniła się do znajomego, który ją poinformował, że na autostradzie był wypadek i jeszcze chwilę trzeba poczekać, ale autobus bez wątpienia dotrze. I dotarł, a my dzięki temu dotarliśmy do Montepulciano.





Nie chcę tu zamieszczać informacji, które są dostępne na licznych stronach internetowych i blogach podróżniczych. Wiadomo, że w roi się tam od restauracji i sklepów z lokalnymi przysmakami. Jednak, jak pisałam wcześniej w poście o Pienzy, ceny są wyższe niż gdzie indziej. Ja pojechałam tam dla pięknych widoków. Z murów miejskich można podziwiać piękny toskański pejzaż i kościół San Biagio, który zaprojektował Antonio da Sangallo.






Na murach z pięknym widokiem na dolinę zrobiliśmy postój na Birra Moretti i szybki szkic.






Potem jeszcze na chwilę zatrzymałam się żeby naszkicować egipską kołatkę, która w Montepulciano występuje w różnych odcieniach metalu: srebrna, złota i miedziana. Ja na modelkę wybrałam złotą, czego na czarno-białym szkicu niestety nie widać :)


Wzmocnieni i wypoczęci ruszyliśmy dalej uliczkami starówki i przemierzyliśmy ją wzdłuż i wszerz :)





Po spacerze wróciliśmy na znajomy dworzec, a tam? Zmiana dekoracji. Stoliki rozstawione w zupełnie nowy sposób, a przy każdym grupa mężczyzn... grająca w pokera na pieniądze.



Byli to panowie w różnym wieku, ale przeważali seniorzy. Miło było popatrzeć na tę więź między różnymi pokoleniami i zaangażowanie starszych panów w życie społeczne. To coś, co często można zobaczyć we Włoszech, a u nas jest niezmierną rzadkością. Tam nikt nie traktuje seniorów jak niepotrzebnego balastu, wręcz przeciwnie, zwykle to oni wiodą prym w czasie różnych imprez i są bardzo widoczni na ulicach miast, w barach i restauracjach. Widać to na z zdjęciach z Pienzy.





Ci panowie szykowali się na dzień następny, czyli ten który my wybraliśmy na wycieczkę do Montepulciano. Kiedy stamtąd wróciliśmy, przywitały nas dźwięki orkiestry i mogliśmy popatrzeć na popularne w Toskanii widowisko, podczas którego reprezentanci poszczególnych contrad (czyli po naszemu dzielnic) rywalizowały między sobą w podrzucaniu chorągwi. Każda contrada ma swoje barwy co oczywiście ma odzwierciedlenie w strojach. Oprócz tego każda dzielnica jest w te barwy udekorowana. Na fotografiach wygląda to bardzo efektownie.









Na koniec chciałabym jeszcze pokazać Wam małe sklepiki z Pienzy, czyli mój ulubiony rodzaj działalności, który dzięki turystyce ma tam rację bytu.










Mam nadzieję, że wycieczka się podobała i już teraz zapraszam na Was na następną. Może do Bolonii? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz