poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Historia pewnej paczki.

Postanowiłam opublikować historię pewnej paczki w czasie świąt Wielkanocnych, kiedy tradycyjnie dużo jemy. W tekście będą występować włoskie produkty spożywcze i napoje wyskokowe, ale myślę że po świątecznym obżarstwie, nikogo to nie będzie drażnić ;) Poza tym jest to historia pewnego obrazu i pewnej znajomości, a akcja rozgrywa się w mojej ukochanej miejscowości w Toskanii. Czytelnicy bloga już zapewne wiedzą o jaką miejscowość chodzi, a mieszkańców Farindoli zapewniam, że jest ona w rankingu zaraz za Pitigliano. Zapraszam do czytania!



Nasz pierwszy pobyt w Pitigliano w 2014 zrobił na nas ogromne wrażenie i przywieźliśmy stamtąd mnóstwo pięknych fotografii. Można je zobaczyć tutaj. Na jednej z nich jest Ghiottornia z włoskimi smakołykami i roześmiana starsza pani w cynobrowym kubraczku. Ponieważ maluję i miałam wówczas pomysł na serię włoskich obrazów, pokazujących życie codzienne Włochów, fotografia Piotra stała się inspiracją do dużej pracy, która została zrealizowana na początku 2016 roku.




W maju tego roku odbył się w Poznaniu wernisaż wystawy zatytułowanej "Nic nowego pod słońcem", na której pokazaliśmy zdjęcia i obrazy z Włoch.





Oprócz obrazu "Ghiottornia" znalazł się tam również portret fryzjera z tej samej miejscowości, którego Piotr sfotografował przy pracy.



Choć obrazów inspirowanych Italią namalowałam dużo więcej, to te związane z Pitigliano są moimi ulubionymi, pewnie przez sentyment do tego miasta. Kiedy pojechaliśmy ponownie do Pitigliano i mijaliśmy miejsca sportretowane na moich obrazach, nie mogliśmy ich nie odwiedzić i nie opowiedzieć o tym, że życie mieszkańców tej małej miejscowości zostało namalowane i pokazane na wystawie w Polsce. Najpierw zajrzeliśmy do Ghiottornii, gdzie rozpoczęłam rozmowę z właścicielem i pokazałam mu obraz z jego sklepem w roli głównej. Myślałam, że się ucieszy, a on zamilkł i zapadła niezręczna cisza. Zapytałam co jest powodem jego milczenia, a on odparł, że na obrazie jest Franka, która była dla niego i jego rodziny bardzo bliską osobą. Mieszkała w pobliżu i niestety zmarła kilka miesięcy wcześniej. Zapytał, czy obraz ten jest na sprzedaż i jaka jest jego ewentualna cena. Widziałam jego wzruszenie i zapytałam jak mogłabym wycenić Frankę w Euro? Zaproponowałam, że kiedy wrócę do Polski, wyślę obraz do Pitigliano, a oni w rewanżu wyślą jakieś dobre wino. Wymieniliśmy się adresami, a następnie zapytałam dość niepewnie o fryzjera, którego również sportretowałam. Na szczęście okazało się, że "Fernando is OK" ;) Odwiedziliśmy go następnego dnia. Pokazałam mu na tablecie jego portret i opowiedziałam, że robił on furorę na wystawie w Poznaniu. Dla mieszkańca czterotysięcznego miasteczka wiadomość ta była zaskoczeniem i powodem do dumy. Nie miał również oporów, żeby zrobić sobie ze mną pamiątkowe zdjęcie. O robieniu zdjęć w Enoteca Ghiottornia z wrażenia zupełnie zapomniałam.



Po powrocie do Poznania, wysłałam obraz z Franką oraz dodatkowy prezent dla Fernando w postaci małego szkicu. Po jakimś czasie dostałam e-mail z podziękowaniem za obrazy i pozdrowieniami oraz informacją, że jest sierpień i lepiej w tym czasie nie wysyłać paczek żywnościowych z Włoch, bo poczta w tym okresie działa dość niemrawo. Przyjęłam to ze stoickim spokojem, po czym zapomniałam o całej sprawie. W lutym 2017 roku niespodziewanie zjawił się kurier z 14 kilogramową przesyłką z Włoch.




Czego tam nie było? Wino, grappa, makaron, miód, konfitury, słodycze, przyprawy, pasztety i inne regionalne przetwory. Okazuje się, że sztuka to niezły interes ;) W ten sposób Anna i Giuseppe chcieli zrewanżować się za bardzo ważny dla nich obraz, który jak napisała Anna, towarzyszy im każdego dnia. Cieszę się, że moja praca stała się istotną częścią życia tej włoskiej rodziny i z pewnością jeszcze wrócę do Pitigliano, od którego zaczęła się moja miłość do Włoch, choć lista miejsc wyjątkowych rośnie z roku na rok. W 2016 dołączyła do nich Farindola, którą ponownie odwiedzimy za trzy miesiące i już nie możemy się doczekać spotkania z jej mieszkańcami! Jak już kiedyś Wam pisałam, tym co najbardziej pociąga mnie we Włoszech są ludzie, a nie tylko jedzenie i piękne krajobrazy, choć przyznaję, że to miłe dodatki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz